Wolfburn 12 years – w końcu whisky w naprawdę dojrzałym wieku z tej młodej destylarni, którą obserwuję już od dawna.

Spośród wielu gorzelni, które zaczęły powstawać po 2008 roku, to właśnie z tutejszymi edycjami miałam najwięcej spotkań. Nie znaczy to jednak, że jestem fanką whisky Wolfburn – a może wręcz przeciwnie. Żadna z dotychczasowych edycji nie urzekła mnie na tyle, bym chciała ją opisać. Być może właśnie dlatego tak długo się wahałam.
Wszystko zmieniło się w lipcu tego roku, kiedy ukazała się nasza dzisiejsza bohaterka – dwunastolatka złożona z destylatów dojrzewających w beczkach po bourbonie i sherry Oloroso. Zabutelkowana z mocą 46%, oczywiście bez filtracji i barwienia (jak wszystkie tutejsze edycje). Wtedy pomyślałam, że w końcu nadszedł ten moment.

Budowę destylarni rozpoczęto w sierpniu 2012 roku, a pierwszy destylat spłynął już w styczniu 2013. Zakład powstał z inicjatywy spółki Aurora Brewing Ltd., w pobliżu miasta Thurso – najbardziej wysuniętego na północ miasta Wielkiej Brytanii. Gorzelnia leży nad zatoką Pentland Firth, zwrócona w stronę wyspy Hoy w archipelagu Orkadów. Warto dodać, że kiedyś działała tu już destylarnia Wolfburn, założona w 1821 roku. Jej ruiny znajdują się zaledwie 350 metrów od nowego zakładu.

Wolfburn jest wyposażona w kadź zacierną typu semi-Lauter ze stali nierdzewnej o pojemności 1,1 tony oraz cztery kadzie fermentacyjne (również ze stali nierdzewnej) o pojemności 5 500 litrów każda. Fermentacja trwa od 70 do 92 godzin. Destylacja odbywa się w jednej parze alembików – alembik do destylacji wstępnej ma pojemność 5 500 litrów, a ten do destylacji końcowej 3 600 litrów. Produkuje się tu dwa rodzaje whisky: nietorfową oraz lekko torfową. Destylaty dojrzewają głównie w beczkach po bourbonie, choć sporo jest także beczek po sherry Oloroso. W magazynach można znaleźć również niewielkie ilości beczek po sherry Pedro Ximenez, winie Sauternes oraz tzw. Quarter Peated – czyli beczki 125-litrowe, w których wcześniej dojrzewały mocno torfowe destylaty z Islay.

Podstawowa oferta Wolfburna obejmuje dziś: Wolfburn Aurora (Bourbon, Oloroso), Wolfburn Langskip (First Fill Bourbon), Wolfburn Northland (ex-Islay Casks), Wolfburn Morven (Bourbon) oraz Wolfburn 10 Years (Oloroso Sherry Hogsheads). Do tego dochodzi ogrom limitowanych wydań, edycji single cask czy butelkowań przygotowanych na specjalne okazje – jak choćby koronacja króla Karola – oraz edycji przeznaczonych wyłącznie na wybrane rynki, np. chiński czy niemiecki. Od 2016 roku, kiedy ukazało się inauguracyjne wydanie whisky Wolfburn, destylarnia wypuściła już ponad tysiąc różnych edycji.

Na zakończenie dodam, że po tak małej i rzemieślniczej destylarni, wydającej masę małych serii, single casków i edycji specjalnych, spodziewałam się już wcześniej jakichś wyjątkowo ciekawych butelkowań. Tymczasem – z tych wszystkich, które próbowałam – nadal trudno mi określić, jaki właściwie jest profil smakowy Wolfburna. (Trochę przypomina mi to moją przygodę z Arranem). Może nasza dzisiejsza dwunastolatka wreszcie to pokaże? A jeśli nie – może trzeba będzie poczekać na edycje 15- czy 18-letnie.

A teraz pora sprawdzić, czy Wolfburn 12 Years wreszcie pokaże pełnię swojego charakteru:
Wolfburn 12 years
Nota
– moc 46% alc./vol
– region Highland
– wiek 12yo
– beczka po Burbonie i po Sherry Oloroso
– nie filtrowana na zimno
– nie barwiona karmelem
Oko – Butelka prezentuje się bardzo elegancko. Ma klasyczny, lekko pękaty kształt i ciemne szkło, które dobrze chroni zawartość przed światłem. Etykieta w głębokim odcieniu fioletu od razu przyciąga uwagę i wyróżnia się na tle innych wydań Wolfburna. Złote i białe napisy dodają jej klasy, a motyw wilka w górnej części podkreśla tożsamość marki. Całość wygląda nowocześnie, ale z zachowaniem tradycyjnego charakteru szkockiej. Kolor whisky jest bardzo jasny, słomkowy.
Zapach – Początkowo dość spokojny i zrównoważony – sporo wanilii, miodu i słodu. Po chwili pojawia się delikatna nuta suszonych owoców, rodzynek i lekkie nuty orzechowe pochodzące z beczek po sherry Oloroso. W tle odrobina owoców cytrusowych, może skórka pomarańczowa. Z czasem dochodzi coś w rodzaju świeżego drewna i mokrej wełny, co przypomina północny, morski klimat destylarni. Aromat czysty, naturalny, ale nie zaskakujący.
Smak – Na języku pełna, oleista tekstura. Początkowo wyczuwalna jest słodycz wanilii i miodu, ale szybko ustępuje miejsca wyraźnej pieprzności i przyprawom. Pojawia się sporo ciepła – nuty imbiru, białego pieprzu i dębu nadają całości charakteru. Sherry wnosi jedynie delikatny akcent, lekko orzechowy, z ledwie zaznaczoną obecnością suszonych owoców. Bourbon daje klasyczne nuty wanilii, toffi i karmelu. Whisky jest dobrze zbalansowana, choć dominują przyprawy i wytrawne tony. Alkohol świetnie wtopiony, ale całość ma bardziej pikantny niż słodki charakter
Finisz – Średniej długości, suchy, z nutami dębu, przypraw i gorzkiej czekolady. W tle lekkie echo orzechów i suszonych owoców. Pozostawia przyjemne, ciepłe wrażenie, choć brakuje mu trochę wyrazistości.
Moja ocena – 4,5/10
Wolfburn 12 Years to whisky, która pokazuje, że destylarnia dojrzewa i szuka swojego stylu, choć wciąż nie do końca go odnalazła. Jest w niej porządek i rzetelność, ale brakuje emocji. Profil jest raczej zachowawczy – z przewagą przypraw i wytrawnych nut, przy mniejszej ilości suszonych owoców, niż można by się spodziewać po beczkach Oloroso. Sherry jest tu tylko tłem, a główną rolę grają dąb i pieprzność.
To whisky poprawna, solidna technicznie, ale bez wyraźnego charakteru. Nie ma wad, ale też nie ma niczego, co by zapadło w pamięć. Wydaje się, że Wolfburn potrzebuje jeszcze czasu, by w pełni rozwinąć swoje możliwości – może kolejne roczniki przyniosą coś bardziej wyrazistego.
Cena 250,00 – 350,00 zł
