Bowmore 23 Years Murray McDavid, whisky wydana w prestiżowej serii Mission Gold w 2024 roku. Dojrzewała w beczce typu Port Pipe, a na rynek trafiło zaledwie 876 butelek.

Takie połączenie zapowiada się naprawdę interesująco — Bowmore, jedna z najbardziej cenionych przeze mnie szkockich destylarni, połączona z finiszem w beczce po porto, który bardzo lubię. A jeśli dodamy do tego tak doświadczonego bottlera, jak Murray McDavid, można się spodziewać czegoś naprawdę dobrego.

O destylarni Bowmore pisałam już wcześniej chyba wszystko, ale dodam jeszcze, że miałam przyjemność odwiedzić tę kultową gorzelnię aż dwukrotnie. Za drugim razem uczestniczyłam w wyjątkowej degustacji w jednym z najstarszych magazynów leżakowych w całej Szkocji — słynnym No.1 Vaults (zobacz: Bowmore 18yo Aston Martin Deep & Complex Edition 9). Była to jedna z najlepszych degustacji, jakie kiedykolwiek przeżyłam podczas zwiedzania szkockich destylarni słodowych.

Jak napisał kiedyś Jarosław Urban w swoim Vademecum Whisky: „Bowmore jest whisky tajemniczą, bardzo kompleksową, oferującą z reguły kilka warstw smakowych i przez to sporo emocji.”
Wśród czterech najlepszych whisky, które w tym przewodniku otrzymały maksymalne sześć gwiazdek, znalazły się jeszcze: Springbank, Glenfarclas oraz Lagavulin — obok oczywiście Bowmore. Dla mnie te destylarnie wciąż należą do absolutnej czołówki szkockiej whisky, a Bowmore pozostaje numerem jeden wśród wszystkich gorzelni działających na wyspie Islay.

Bowmore nie jest największym „potworem torfowym” — wręcz przeciwnie. Poziom zatorfienia wynosi tu około 25 PPM, co plasuje tę gorzelnię wśród delikatnie torfowych na tle innych destylarni z tej legendarnej wyspy. Tutejszemu destylatowi wyjątkowo sprzyja długie leżakowanie, a przy tym świetnie komponuje się z beczkami po sherry, porto czy czerwonych winach.
Dla mnie najbardziej charakterystyczne w zapachu i smaku Bowmore są nuty, które określam jako „naftowe” — i właśnie to nadaje im ten niepowtarzalny, rozpoznawalny charakter.

Wielu koneserów szkockiej whisky twierdzi, że dzisiejsze wydania nie dorównują tym z XX wieku. Ja uważam, że na pewno są trochę inne — często z większą ilością nut torfowych i naftowych. Całe podstawowe portfolio Bowmore jest dziś zestawione w taki sposób, by trafiało do szerszego grona odbiorców, a nie tylko do wąskiej grupy specjalistów.
To trunki bardzo łatwo pijalne, delikatne, najczęściej butelkowane z mocą 40–43%. Ale przecież podobnie wyglądało to także w latach 80. i 90. ubiegłego wieku.

Kolejną przeszkodą w twierdzeniu, że starsze destylaty były lepsze od współczesnych, jest ogromny boom na szkocką whisky w ostatnich latach. Ceny poszybowały w kosmos i dziś tylko nieliczni mogą pozwolić sobie na regularne picie whisky mającej powyżej 20–25 lat.
Dobrym przykładem są tu: Bowmore 24 Years Frank Quitely – The Dragon’s Prey za 540 funtów czy Bowmore 36 Years Frank Quitely – Lovers Transformed za bagatela 4000 funtów.
Do tego grona dołącza też nasza dzisiejsza bohaterka — Bowmore 23 Years Murray McDavid za 550 euro. Kiedyś ceny whisky były zdecydowanie bardziej przyjazne dla portfela.

Przyszedł moment, na który wszyscy czekaliśmy — czas spróbować, jak smakuje ta whisky.
Bowmore 23 Years Murray McDavid Mission Gold
Nota
– moc 50,3% alc./vol
– region Islay
– wiek 23yo
– beczka po Porto
– niefiltrowana na zimno
– niebarwiona karmelem
Oko – Butelka Bowmore 23 Years Murray McDavid prezentuje się bardzo elegancko i klasycznie. Wysoka, smukła forma z jasnozłotą etykietą, na której dominują wyraźne napisy Murray McDavid i Mission Gold, od razu wskazuje na prestiż tej serii. Poniżej znajduje się druga etykieta z najważniejszymi informacjami. Całość utrzymana w stylistyce łączącej klasykę z nowoczesną przejrzystością – bez zbędnych ozdobników, ale z dużą dbałością o szczegóły. Kolor whisky jest bursztynowy.
Zapach – Złożony i elegancki, z wyraźną nutą torfowego dymu i morską bryzą w tle. Pojawia się subtelna słodycz suszonych owoców – fig, moreli i lekko konfiturowych śliwek – przełamana wanilią i muśnięciem dębu. Aromat ma głębię i lekko przydymiony charakter, ale jest zaskakująco łagodny jak na Islay.
Smak – Pełny, oleisty i wyraźnie mineralny. Oprócz typowego dla Bowmore torfu i słoności, pojawia się intensywna, ale zrównoważona nuta naftowa – nieco „stara szafa”, wosk, czasem kojarząca się z wilgotnym kamieniem lub farbą olejną. Towarzyszy jej wytrawna owocowość (pieczone jabłka, suszone śliwki), odrobina karmelu i przypraw (głównie cynamon i imbir). Smak ewoluuje na języku, nie jest oczywisty i potrafi zaskoczyć.
Finisz – Długi, wytrawny i mineralny. Nafta pozostaje na podniebieniu długo po przełknięciu, w towarzystwie lekkiej goryczki dębu, torfowego dymu i morskiej soli. Z czasem pojawia się też delikatna cierpkość skórek suszonych owoców. Finisz ma charakter zdecydowany, mocno „old schoolowy”, który nie każdemu przypadnie do gustu, ale na pewno zostanie zapamiętany.
Moja ocena – 7,5/10
Bowmore 23 Years od Murray McDavid to whisky, która pokazuje inne – bardziej surowe i mineralne – oblicze tej klasycznej destylarni z Islay. To edycja dla tych, którzy lubią nieoczywiste klimaty: torf, sól, suszone owoce i wyraźną nutę nafty, która szczególnie mocno zaznacza się w smaku i finiszu. Nie jest to butelka „łatwa” ani przystępna dla każdego, ale zdecydowanie zapada w pamięć i ma swój charakter. Dla fanów niezależnych bottlingów i oldschoolowego Bowmore może być prawdziwą gratką.
