Johnny Walker Green Label 15 yo to pewnego rodzaju wyjątek spośród całej gamy najpopularniejszej na świecie whisky.
Jako jedyny należy do kategorii Blended Malt co oznacza, że w jego skład wchodzą tylko whisky produkowane w 100% ze słodowanego jęczmienia. Wszystkie inne „Jasie Wędrowniczki” to tak zwane Blended Whisky, które składają się z destylatu wyprodukowanego z różnego zboża (jęczmień, pszenica, kukurydza, żyto). Z tego powodu Green Label uważany jest za najlepszego, a jednocześnie wcale nie najdroższego z całej rodziny. Został wprowadzony do sprzedaży w 1997 roku jako Pure Malt. W 2009 roku pojawiły się nowe regulacje Scotch Whisky Association i nazwa została zmieniona na Blended Malt. Pomimo sukcesu rynkowego został wycofany ze sprzedaży w 2012 roku – jako powód podano brak dojrzałych destylatów do jego produkcji. Musimy tutaj zaznaczyć, że to właśnie mniej więcej w tym okresie popyt na szkocką urósł do niespotykanych dotąd rozmiarów. W momencie wycofania go z produkcji był zdecydowanym liderem sprzedaży w swoim segmencie.
Ku zaskoczeniu wszystkich, Green Label powrócił w 2016 roku na sklepowe półki w nieco odświeżonej szacie graficznej. Etykieta podaje, że został on złożony z single maltów pochodzących z czterech destylarni: Talisker z wyspy Skye, Linkwood i Cragganmore znajdujących się w Speyside oraz Caol Ila z legendarnej wyspy Islay. Destylaty z tej ostatniej gorzelni są kluczowym składnikiem bardzo wielu Johnnie Walkerów. Jako ciekawostkę dodam, że w ciągu czterech lat jego nieobecności na rynku, zdecydowanym liderem sprzedaży w tym segmencie został Monkey Shoulder Blended Malt – propozycja William Grant & Sons, która zadebiutowała w 2005 roku.
Zdecydowana większości ludzi całą rodzinę Johnnie Walkera kojarzy jako whisky, którą serwujemy w prostych drinkach typu „Jaś”, cola plus lód (mówiąc cola mam tu na myśli Coca Colę lub Pepsi), gdyż do wielu koktajli potrzeba dosyć skomplikowanych składników (likiery, syropy barmańskie, świeży sok z cytryny, limonki, grejpfruta, a także kilka różnych alkoholi zmieszanych ze sobą np: whisky, gin, wódka, tequila). Sam producent mówi, że czerwony Johnie Walker ma celowo nieco „szorstki smak”, dzięki czemu dyktuje ton wszystkim rodzajom drinków. Po prostu idealnie łączy się z dodatkami, zachowując własny charakter. Moim zdaniem chyba jeszcze lepiej smakuje z tonikiem lub Spritem. Kolejne, pod względem ceny, pozycje, czyli Johnny Walker Black Label i Double Black Label to już whisky, którą przez długi czas uważałam za najlepszą z całej rodziny (nie wspomnę już o stosunku jakości do ceny). Nadaje się on idealnie do picia nie tylko w drinkach, ale także solo. Idąc dalej, opisywany dzisiaj Green Label w przeszłości nie zrobił na mnie większego wrażenia.
Kolejne edycje czyli Gold Label, Platinium Label czy w końcu Blue Label to już trunki stosunkowo drogie, przeznaczone raczej do picia solo lub jedynie z kostką lodu. Zmieszane z colą lub innymi składnikami nie wnoszą wiele więcej niż wersja czerwona, nie mówiąc już o czarnej, a drink staje się stosunkowo drogi. Trzeba w tym miejscu rozszerzyć temat edycji Blue Label, która uchodzi obecnie za archetyp blenda super premium i doczekała się dziesiątek limitowanych edycji. Najciekawszą z nich jest według mnie Blue Label Ghost & Rare, seria zapoczątkowana w 2017 roku. Corocznie wydawana jest jedna edycja składająca się między innymi z niezwykle rzadkich, nieistniejących już destylarni. W roku debiutu była to Brora (dodatkowo jeszcze Pittyvaich i Cambus). Rok 2018 to Johnnie Walker Blue Label Ghost & Rare Port Ellen (oprócz Port Ellen znalazły się jeszcze destylaty z dwóch nieistniejących już destylarni produkujących grain whisky: Carsebridge i Caledonian). W 2019 roku dołączyła edycja Glenury Royal w której znalazły się jeszcze destylaty z nieistniejących już gorzelni Pittyvaich i Cambus. Cała seria wygląda niezwykle efektownie, butelka, grafika, nalepki, a zwłaszcza opakowanie, są niezwykle efektowne. Myślę za kilka lat może być sporą gratką dla kolekcjonerów i inwestorów.
Chciałam w tym miejscu zaznaczyć, że miałam do czynienia z tymi wszystkimi edycjami w latach, kiedy nie miałam jeszcze pojęcia o whisky zwanej single malt, większość alkoholi piłam w postaci drinków, a alkohole mocne pite solo po prostu mi nie smakowały (poza paroma wyjątkami). Obecnie wszystko się zmieniło, od kliku lat zafascynował mnie świat alkoholi tzw. leżakujących, to znaczy takich które większość swoich walorów smakowych zawdzięczają różnego rodzaju beczkom, z reguły dębowym. Zaczynamy więc degustację z tym większą ciekawością, by sprawdzić, czy teraz bardziej docenię zielonego Johnnego, odkryję jakieś nowe aromaty i smaki.
A więc do dzieła:
Johnny Walker Green Label 15 yo
Nota
– moc 43% alc./vol
– region Szkocja
– beczka różne
Oko – Johnny Walker Green Label 15 yo w butelce o charakterystycznym kwadratowym kształcie, prezentuje się elegancko. Klasyczna skośna etykieta jest czytelna i zawiera podstawowe informacje, czyli wiek i destylarnie z których użyto whisky. Whisky ma ładny bursztynowy kolor, zapewne za sprawą użytego karmelu.
Zapach – zbożowy, cytrusowy, nuty miodu, toffi, pieprz, zioła
Smak – wanilia, miód, grapefruit, gorzka pomarańcza, cynamon, nuty torfowe
Finisz –dość długi i pikantny z nutami ziołowych przypraw, odrobiną goryczki dębowej i śladowe ilości dymu
Moja ocena – 3,5/10
Johnny Walker Green Label 15 yo, kupiłam w 2016 roku na lotnisku w Londynie (butelka 1 litr) i zdaje mi się, że to było pierwsze wydanie po kilkuletniej przerwie. Czekała 4 lata na degustację, chyba za długo. Tyle wspaniałych whisky piłam w tym czasie, że trudno mi ocenić Johnny Walker Green Label 15 yo. Nic w niej nie zaskakuje, nie ma nic charakterystycznego, dla mnie to wada ale zapewne wielu osobom będzie smakowała. To whisky dobra na spotkanie ze znajomymi, do podania solo, z lodem, z colą lub innymi dodatkami. Green Label jest łatwa do picia, nieskomplikowana, taki daily dram.
Cena 160,00 – 180,00 zł