Glen Moray 15yo Elgin Signature American & Sherry – jedna z trzech edycji, które debiutowały w 2018 roku z przeznaczeniem do sprzedaży na strefach wolnocłowych.
Pozostałe dwie to Glen Moray Elgin Signature Classic i Glen Moray 12yo Elgin Signature American Oak. Wybrałam tą edycję z tego powodu, że dotychczasowe całe portfolio było butelkowane z mocą 40%, a co za tym idzie z filtracją i prawdopodobnie barwieniem karmelem. Moim zdaniem, właśnie to głównie powodowało, że whisky z tej destylarni nie były zbyt dobre i ciekawe. Co prawda Glen Moray ostatnio mocno promuje swoje whisky i ciągle zwiększa ich sprzedaż, ale jest to głównie spowodowane nie jakością, ale bardzo przystępną ceną. Kilka ich edycji z podstawowego portfolio możemy obecnie kupić za 100-130 złotych i – obok Singletona i Tamnavulina – są to chyba najtańsze obecnie szkockie single malty dostępne na rynku.
Kiedyś po degustacji Glen Moray Elgin Classic i Glen Moray Elgin Classic Peated stwierdziłam, że jest to chyba najgorsza szkocka destylarnia słodowa, ale po degustacji Glen Moray 2004 zabutelkowanej w 2019 roku dla Loży Dżentelmenów, zabutelkowanej już w mocy beczki 52,8% i finiszowanej w beczkach po winie Chardonnay, całkowicie zmieniłam swoje zdanie o tej destylarni. Trunek po prostu mnie zachwycił i dziwią mnie dosyć niskie noty na whiskybase, wynoszące tylko 85,08 punktów na 100 możliwych. I myślę, że jest to głównie spowodowane przyzwyczajeniem ludzi do ogólnej opinii, że ta destylarnia jest po prostu słaba.
Destylarnia Glen Moray powstała pod koniec XIX wieku podczas wielkiego boomu na szkocką whisky, kiedy to destylarnie słodowe pojawiały się jak grzyby po deszczu. Destylację zaczęto tu w 1897 roku, kiedy to R.J. Thorne wykupił zabudowania browarniane stojące tuż obok miasteczka Elgin, położonego w samym centrum regionu Speyside, i przystosował je do produkcji whisky. Pomimo tego, że zakład przetrwał wielki kryzys z przełomu wieków spowodowany bankructwem braci Pattison, został zamknięty w 1910 roku. Po dwóch latach wznowiono produkcję, ale tylko na kilka miesięcy. W 1920 roku gorzelnia przeszła na własność spółki Macdonald & Muir i trzy lata później wznowiono destylację. Nadmienię jeszcze, że spółka ta w 1918 roku zakupiła 40% udziałów destylarni Glenmorangie, a do końca lat trzydziestych przejęła ją w całości.
W 1958 roku klasyczne podłogi do słodowania zastąpiono tak zwanymi Saladin box, a 20 lat później zrezygnowano ze słodowania jęczmienia w zakładzie. W 1979 roku ilość alembików zwiększono do czterech, a po kilkunastu latach było ich już sześć. W 1996 roku spółka zmieniła nazwę na Glenmorangie plc. Glen Moray zawsze cieszyła się wielkim uznaniem wśród firm zestawiających blended whisky i dlatego jego duża część tam trafia. Jako single malt zawsze pozostawała w cieniu zdecydowanie bardziej promowanej Glenmorangie, choć znajduje się w sprzedaży już od 1976 roku. Podobnie jak w przypadku Glenmorangie, Glen Moray była jedną z pionierek finiszowego leżakowania, wykorzystując do niego jako pierwsza w branży beczki po białym winie.
W 2004 roku Glenmorangie plc, a wraz z nią Glen Moray, zostały kupione przez Louis Vuitton Moet Hennessy, giganta specjalizującego się w ekskluzywnych markach. Niepozorna Glen Moray nie wpisywała się do wizerunku LVMH, które skupiło się na promowaniu Glenmorangie i Ardbega. W 2008 roku została sprzedana firmie La Martiniquaise, również francuskiej. Nowy właściciel w 2016 roku zmodernizował zakład, znacznie podnosząc jego moce produkcyjne. Zakupiono trzy nowe alembiki pierwszej fermentacji u włoskiego producenta, firmy Frilli, a trzy stare pękate alembiki pierwszej fermentacji przerobiono na spirit still. Destylarnia posiada teraz nietypowy układ alembików – trzy duże do pierwszej fermentacji i sześć małych, pękatych, do destylacji drugiej. Obecne moce produkcyjne Glen Moray wynoszą 5,7 mln litrów czystego alkoholu rocznie, i ciągle jej duża część trafia do whisky mieszanych. Ich odbiorcą jest nadal między innymi LVMH, które to zatrzymało w swoim portfolio dwa blendy, których głównym komponentem jest nadal Glen Moray, a są to Bailie Nicol Jarvie i James Martin.
A teraz już skupmy się na naszej dzisiejszej bohaterce:
Glen Moray 15yo Elgin Signature American & Sherry
Nota
– moc 48% alc./vol
– region Speyside
– wiek 15 yo
– beczka po Burbonie i po Sherry Oloroso
– nie filtrowana na zimno
– nie barwiona karmelem
Oko – Glen Moray 15yo nalewana jest do butelek lekko pękatych, kształtem przypominających alembik,. Etykieta jest czytelna i zawiera wszystkie informacje. Kolor whisky jest złoty.
Zapach – miód, wanilia, dżem morelowy, świeże orzechy, czekolada, kandyzowane wiśnia, zioła, nuty dębiny i pieprzu
Smak – bardzo kremowy, mleczna czekolada, krem orzechowy, miód, maślane ciasteczka, suszone owoce, dojrzałe ciemne winogrona, cynamon, odrobina goryczki dębowej
Finisz – średnio długi, lekko wytrawny, gorzkie kakao, suszone śliwki, orzechy, wanilia, nuty sherry
Moja ocena – 4,5/10
Glen Moray 15yo to prosta i łatwa w piciu whisky, dobrze zbalansowana. Zapach, smak i finisz tworzą spójną całość, niezbyt skomplikowaną ale łatwo pijalną. Glen Moray 15yo jest dobrą whisky, jako codzienny niezobowiązujący dram. Zaskakuje oleistością i gładkością, pomimo 48% zawartości alkoholu, pije się ją przyjemnie. Przyszło mi na myśl, że to dobra pozycja dla tych co chcą zacząć degustować whisky o mocy większej niż 40%. Zachęcam do spróbowania i własnej oceny.
Cena 230,00 – 250,00 zł