Glen Keith Distillery Edition, whisky która miała swój debiut w 2017 roku i na stałe zagościła w podstawowym portfolio destylarni, w którym jest jak dotąd jedyną pozycją.
Whisky stąd pochodzące są mało znane i nadal bardzo słabo promowane. W latach 90-tych ubiegłego stulecia wydawano co prawda wersję 10yo, ale bez większych sukcesów. Jak wspomniałam na wstępie, w końcu w 2017 roku wyszła nasza dzisiejsza bohaterka, która jest szeroko dostępna. Jest to whisky prosta, niezbyt złożona, ale doskonale pokazująca charakter regionu Speyside.
Podczas zwiedzania muzeum whisky w Edynburgu w 2018 roku, na koniec każdy mógł sobie wybrać jedną lampkę whisky z dowolnego regionu jej produkcji w Szkocji. Ja wybrałam region Speyside, który był reprezentowany właśnie przez Glen Keith Distillery Edition. Innym potwierdzeniem jej charakteru jest seria, jaką zaproponował nam Pernod Ricard, do którego obecnie należy ta destylarnia. Seria swój debiut miała w 2019 roku, a nosi nazwę Secret Speyside. W jej skład weszły single malty w wieku od 18 do 30 lat z czterech gorzelni słodowych: Caperdonich (obecnie zamknięty), Longmorn, Braes of Glenlivet (Braeval) oraz właśnie Glen Keith.
Jak do tej pory, w tej serii ukazały się następujące whisky z destylarni Glen Keith: Glen Keith 21yo, 25yo oraz 28yo. Ponadto, w połowie 2022 roku Pernod Ricard wprowadził do sprzedaży jeszcze dwie pozycje rocznikowe, bardzo limitowane i sprzedawane tylko na dwóch lotniskach. A są to Glen Keith 1998 Shanghai Pudong Airport oraz Glen Keith 1994 Hong Kong Airport. Lada chwila mają ukazać się całkowicie odmienione, kolejne dwie edycje z tej destylarni w nowej odsłonie serii Secret Speyside, a będą to Glen Keith 26yo oraz Glen Keith 1990. Nowa prezentacja jest naprawdę bardzo ekskluzywna, butelki mają bardzo prosty i elegancki wygląd, podkreślający przynależność tych trunków do klasy premium.
Szkoda tylko, że cała seria jest sprzedawana w wysokich cenach, a wszystkie whisky pochodzą z beczek po Bourbonie, często kilkukrotnie już używanych. Osobiście mam wrażenie, że w ostatnich latach najwięksi gracze na rynku szkockiej whisky troszkę stracili kontakt z rzeczywistością i kierują się tylko słupkami sprzedaży, a nie jakością (dotyczy to zarówno Pernod Ricard, jak i Diageo). Nadrabiają to ogromnymi nakładami pieniężnymi wydawanymi na marketing, ale ludzie naprawdę znający się na whisky już nie dają się na to tak łatwo nabrać. Dodatkowo konkurencja na rynku w ostatnich latach bardzo wzrosła, powstaje mnóstwo nowych destylarni słodowych w Szkocji, jak również na całym świecie, a chcą one się przebić, stosując bardzo dobre i różnorakie beczki do maturacji swojej whisky.
Wracając do tematu nadmienię jeszcze, że gorzelnia Glen Keith została założona w 1957 roku, co czyni ją drugą destylarnią otwartą w XX wieku. Zakład powstał w miejscu, gdzie przez wiele lat działał młyn zbożowy należący do spółki Angus Milling Co. Ltd. Posesja została zakupiona przez kanadyjski koncern Seagram, który był w tamtym czasie jedną z największych firm działających w branży alkoholowej i spożywczej. Ciekawostką jest, że na początku swojej działalności w Glen Keith stosowano metodę potrójnej destylacji, przypisaną tradycyjnie destylarniom z Lowlands.
Decyzję taką podjął Sam Bronfman, ówczesny prezes Seagrama. Chciał on zestawić nowego, bardzo lekkiego blenda, który konkurowałby na rynku amerykańskim z Cutty Sark. I tak w połowie lat sześćdziesiątych 100 Pipers Blended Whisky trafiła na rynek, jednak nie odniosła w Stanach oczekiwanych sukcesu, co spowodowało, że w 1970 roku Glen Keith przeszła na klasyczną dwustopniową destylację. Mniej więcej w tych samych latach eksperymentowano tu trochę z destylacją spirytusu torfowego, ale z tego pomysłu także się wycofano. Także w 1970 roku, zakład ten przeszedł jako pierwszy w całej Szkocji na gazowe podgrzewanie alembików, jednocześnie zwiększając ich ilość z trzech do pięciu. W 1983 roku dołożono szósty alembik.
Nieoczekiwanie w 1999 roku Seagram wstrzymał produkcję w gorzelni, a rok później zaczął wyprzedawać wszystkie swoje aktywa alkoholowe. W 2001 roku Pernod Ricard nabył od Kanadyjczyków wszystkie aktywa Chivas Brothers, a wraz z nimi destylarnię Glen Keith. Nic jednak nie wskazywało na wznowieniu produkcji w gorzelni. Jednakże, bardzo wzrastająca koniunktura na całym świecie na szkocką sprawiła, że Francuzi zdecydowali się w 2012 roku na rekonstrukcję i rozbudowę destylarni. Rok później zaczęto destylację, a obecne moce produkcyjne wynoszą 6 mln litrów alkoholu rocznie.
Teraz już przejdźmy do degustacji:
Glen Keith Distillery Edition
Nota
– moc 40% alc./vol
– region Speyside
– wiek NAS
– beczka po Burbonie
– filtrowana na zimno
– barwiona karmelem
Oko – Glen Keith Distillery Edition rozlewana jest do klasycznych, smukłych butelek. Etykieta jest prosta, czytelna ale zawiera tylko podstawowe informacje. Kolor whisky jest złoty
Zapach – waniliowo-owocowy, cytrusy, dżem mirabelkowy, białe winogrona, skórka z pomarańczy, słód jęczmienny, melisa, ciasto drożdżowe, miód, guma balonowa
Smak – budyń waniliowy, miód, dżem brzoskwiniowy, tarta jabłkowa, karmelizowana skórka pomarańczy, karmel, pieczony banan, odrobina białego pieprzu i imbiru
Finisz – niezbyt długi, słód jęczmienny, miód, płatki śniadaniowe, lody waniliowo-owocowe
Moja ocena – 3,5/10
Glen Keith Distillery Edition można krótko opisać: łatwa, lekka i przyjemna ale nie zapadnie na dłużej w pamięci. Zapach, smak i finisz są bardzo spójne, jest zaskakująco “gęsta” jak na tylko 40%. Smakowała mi i przypomniała od czego zaczynałam przygodę z whisky. W stosunku jakości do ceny wypada naprawdę dobrze. Polecam i zachęcam do własnej oceny!
Cena 150,00 – 200,00 zł