Laphroaig 30yo zabutelkowany w 2016 roku w ilości 10 tys. butelek. Dzisiaj jubileuszowa, 150 notka na moim blogu, więc mamy spotkanie z whisky, którą śmiało możemy określić – premium.
Dodatkowo, whisky ta została wydestylowana w jednej z najbardziej cenionych przeze mnie destylarni słodowych. Co prawda najczęściej nie wymieniam jej w gronie swoich ulubionych szkockich gorzelni, ale jest to spowodowane faktem, że jest słabo promowana w Polsce, nie jest wystawiana na festiwalach i nie ma organizowanych degustacji z jej udziałem. Poza podstawowymi edycjami jest raczej słabo dostępna w naszym kraju, a gdy się już pojawia, jej ceny są o 50-100% wyższe niż na przykład w Niemczech. Przykładem mogą być edycje 10yo cask strength czy Cairdeas.
Ostatnio mam wielki nawrót i chęć próbowania whisky z dwóch legendarnych destylarni z wyspy Islay, a są to opisywana dzisiaj Laphroaig, oraz Bowmore. Z tą drugą jest podobny problem z dostępnością i promocją w Polsce, jak z Laphroaig, ponieważ obie należą do tej samej korporacji – Beam Suntory. Jest ona największym graczem na rynku whisky w Japonii (Yamazaki, Hakushu, Hibiki, Chita, Kakubin), zajmuje drugą lub trzecią pozycje w Stanach na rynku bourbonów (Jim Beam, Knob Creek, Maker’s Mark, Red Stag, Baker’s, Basil Hayden’s, Booker’s), a pod względem produkcji whisky single malt w Szkocji plasuje się na szóstej pozycji (Laphroaig, Bowmore, Ardmore, Auchentoshan, Glen Garioch). Ponadto, jest właścicielem takich marek irlandzkiej whisky, jak Connemara, Kilbeggan i Tyrconnell, oraz ma duży udział na rynku tequili, rumów, wódek czy whisky kanadyjskiej.
Obecnie za promocję i dystrybucję całego asortymentu Beam Suntory na Polskę odpowiada firma Stock Polska. I wygląda to „bardzo słabo”, że ujmę to delikatnie. Poza wódką Stock i bourbonem Jim Beam (i to raczej tylko podstawowe edycje), reszta asortymentu jest całkowicie niewidoczna i bardzo słabo dostępna. Firmy tej nie widać na żadnych festiwalach związanych z alkoholami klasy premium, nie odbywają się żadne degustacje i tylko dzięki Domowi Whisky z Jastrzębiej Góry możemy się zaopatrzyć w jakieś ciekawsze edycje Laphroaig, Bowmore czy Yamazaki (w przypadku której ceny whisky w ostatnich latach poszybowały całkowicie ponad granice zdrowego rozsądku).
W 2018 roku miałam okazję zwiedzenia destylarni Laphroaig i zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Już sam widok z promu dopływającego do miasteczka Port Ellen, leżącego na południowym brzegu wyspy, robi niesamowite wrażenie na wszystkich wielbicielach szkockiej whisky. Jednocześnie widać położone w niewielkich odległościach od siebie trzy legendarne gorzelnie: Ardbeg, Lagavulin i właśnie Laphroaig. Wszystkie trzy zostały zbudowane nad samym morzem, a o ściany ich magazynów leżakowych dosłownie rozbijają się fale. Wrażenie potęguje widok znany wszystkim miłośnikom whisky zakochanych w torfowych potworach z wyspy Islay: duże czarne napisy z nazwami gorzelni na białych ścianach magazynów zwrócone bezpośrednio na morze.
Destylarnia posiada bardzo ładne visitor centre i bardzo dobrze zaopatrzony sklep. Podczas mojego pobytu można było kupić Laphroaig 10yo Cask Strength Batch 10 w cenie 60 funtów i trzy wydania Cairdeas z lat 2016, 2017 i 2018 po 77-81 funtów. Dużą atrakcją w Laphroaig – jeśli należy się do klubu przyjaciół gorzelni – jest możliwość wbicia flagi na swojej stopie ziemi na torfowisku, z którego destylarnia nadal pozyskuje torf. Jest ona obecnie jednym z nielicznych zakładów tego typu, który nadal sam słoduje jęczmień. Na wyspie Islay robi to jeszcze Bowmore, Bruichladdich i Kilchoman, a na lądzie Springbank, Balvenie i Benriach, na Orkadach – Highland Park, i w sumie to by było na tyle.
W Laphroaig słodowanie odbywa się na dwóch podłogach, a własny słód pokrywa co prawda tylko 15% zapotrzebowania, ale mieszany ze słodem ze słodowni Port Ellen wnosi pewne charakterystyczne aromaty i smaki do produkowanej tu whisky. Do niedawna, Laphroaig był najbardziej torfową whisky ze wszystkich produkowanych w Szkocji, a stopień zatorfienia wynosił 50-60 PPM. Mimo iż kilka destylarni używa obecnie bardziej zatorfionego jęczmienia, to moim zdaniem Laphroaig nadal zostaje liderem, jeśli chodzi o charakterystyczne nuty smoły, popiołu, palonej gumy i akcentów szpitalnych. Co prawda, nie znajdziemy ich w całej swojej mocy w dzisiejszej edycji, gdyż mamy do czynienia z whisky 30yo, a jak wiemy, czas zdecydowanie zmniejsza ilość fenoli. Jednak to właśnie długość maturacji wygładza charakter whisky, wnosi akcenty łagodności i daje idealne „ułożenie”.
Przekonajmy się więc o jakości dzisiejszej bohaterki:
Laphroaig 30yo
Nota
– moc 53,5% alc./vol
– region Islay
– wiek 30yo
– beczka po burbonie
– nie filtrowana na zimno
– nie barwiona karmelem
Oko – Laphroaig 30yo rozlewana jest do klasycznych, prostych butelek. Etykieta jest charakterystyczna dla destylarni, zawiera wszystkie informacje. Kolor whisky jest bursztynowy.
Zapach – delikatny aromat dymu torfowego, nuty trawy cytrynowej, morele, cytrusy, jabłka, eukaliptus, skóra, liście tytoniu, imbir, pieprz
Smak – delikatny i kremowy, gorzka pomarańcza, czekolada z chili, miód gryczany, konfitura morelowa, migdały, anyż, lekka dębowa goryczka, nuty popiołu, delikatny dym z ogniska
Finisz – długi i oleisty, z lekką goryczką dębową, pomarańcza w czekoladzie, suszone morele, odrobina pieprzności i dużo łagodnego dymu z nutą soli
Moja ocena – 7,5/10
Laphroaig 30yo, to „arystokratka” wśród whisky. Pięknie skomponowana i ułożona a jednocześnie z lekkim pazurem, dużo się dzieje w zapachu oraz smaku. Ma tak przyjemny i bogaty aromat, że chciałoby się ją wąchać godzinami, w ustach jest równie złożona. Alkohol jest na idealnym poziomie aby wydobyć wszystkie jej walory, w zapachu właściwie niewyczuwalny a w smaku, przyjemnie piekący. Laphroaig 30yo to wybitna whisky, niestety nie jest tania ale za to nadal dostępna.