Highland Park Cask Strength Release No.1 – pierwsza od bardzo długiego czasu edycja tego renomowanego producenta butelkowana w wersji Cask Strength, która ma być włączona na stałe do jego oferty.
Opisuję ją z pewnym opóźnieniem, ponieważ właśnie odbył się debiut Highland Park Cask Strength Release No.2, którą miałam możliwość próbować na dopiero co odbytym Festiwalu Whisky Live Warsaw. Edycje te mają ukazywać się corocznie, ale mogą być oparte na innej selekcji beczek. Przyznam szczerze, że czekałam na wydania Highland Park o zwiększonej zawartości alkoholu, gdyż w tak przyjemnej edycji jak 18 yo, najbardziej brakowało mi właśnie dodatkowych procentów, które zdecydowanie podkręciłyby doznania aromatyczne i smakowe. To już trzecia whisky opisywana na moim blogu od tego producenta, ale ciągle czekam na wydanie, które zrobi na mnie naprawdę duże wrażenie. Ostatnimi laty, ta uznawana na przełomie wieków za jedną z najlepszych szkockich destylarni, nie ma zbyt dobrej „prasy”.
Według mnie przyczyniło się do tego nie obniżenie jakości produkowanej tu whisky, lecz, że się tak wyrażę, niedostosowanie się do obecnych trendów. Wielokrotnie słyszałam, że Highland Park produkowana w dziewięćdziesiątych latach ubiegłego wieku była zdecydowanie lepsza od tej dostępnej dzisiaj. Miałam okazję próbować edycję 12, 15 i 18 yo z tamtych lat i okazały się wcale nie lepsze od dzisiejszych wersji, ale nawet słabsze (poza 18yo). Nie zapominajmy o tym, że pod koniec XX wieku tylko około 20 szkockich destylarni wydawało swoje produkty jako single malty, a zdecydowana większość była butelkowana w mocy 40-43%, filtrowana i barwiona karmelem. Nawet niezależni botlerzy, a wśród nich największy, Gordon & MacPhail, zdecydowaną większość swoich wypustów butelkowali w mocy 40-43-46%.
Nie spotykaliśmy się wtedy z używaniem praktycznie żadnych innych beczek, niż po Bourbonie i sherry (może jeszcze Porto i Madeira), a finiszowanie whisky w ostatniej fazie jej maturacji dopiero wchodziło małymi krokami (Balvenie Double Wood w 1993 roku i Glenmorangie Port Wood w 1994). Obecnie mamy w Szkocji 156 destylarni whisky słodowej i nie licząc tych, które powstały po 2017 roku, wszystkie proponują nam niezwykle szeroki wachlarz swoich produktów. Te destylarnie, które praktycznie całą swoją produkcję kierują na potrzeby blended whisky, są z reguły godnie reprezentowane przez całą masę obecnie funkcjonujących niezależnych botlerów. To wszystko spowodowało niesamowity wysyp świetnych wydań, w tym olbrzymie ilości single casków pochodzących z różnego rodzaju niesamowicie dobrych beczek.
Przy tak potężnej konkurencji odnoszę wrażenie, że niektóre stare renomowane destylarnie, które były pionierami butelkowania swoich produktów w postaci single malt, zaspały. Mowa tu między innymi o opisywanej dzisiaj Highland Park, ale mogę wymienić jeszcze takich gigantów jak Macallan, Glenfiddich, Bowmore, Glenlivet czy Balvenie. Prawie wszystkie ich wydania butelkowane są z mocą 40-43%, a tylko nieliczne z wyższymi procentami. Jestem pewna, że gdyby dołożono trochę procentowości, na pewno zyskałyby wiele na jakości. Dla przykładu, w portfolio Bowmore zdecydowana większość edycji – a praktycznie wszystkie oferowane w rozsądnych pieniądzach – są zabutelkowane z mocą 40-43%, filtrowane i barwione. Mowa tu o Bowmore Gold Reef, Dark & Intense 10yo, Golden & Elegant 15yo, 15yo Sherry Cask Finish, Surf, 12yo, 15yo, 18yo czy 18yo Deep & Complex i nie uzyskują one zbyt wysokich not na wszelkiego rodzaju forach poświęconych whisky. A przecież jeszcze na przełomie wieków jeden z najsłynniejszych krytyków i koneserów piwa i whisky, Michael Jackson. określał Bowmore 12yo jako „whisky niezwykle kompleksową” i dawał jej bardzo wysokie noty.
Ale wracając do tematu, przykładem na to, że Highland Park wydana w większej mocy jest świetna, są dwie edycje z 2017 roku – 17yo The Dark i 17yo The Light, zabutelkowane z mocą 52,9%. Pierwsza z nich pochodzi z beczek po sherry, druga, co jest nietypowe dla tej destylarni, tylko z beczek po Bourbonie. Obie są po prostu świetne, ale niestety były wydane jednorazowo w ilości po 28 tysięcy butelek.
W końcu mamy Highland Park o dużej procentowości w stałej ofercie, więc zobaczmy jak się prezentuje:
Highland Park CS batch 1
Nota
– moc 63,3% vol
– region Islands
– wiek NAS
– beczka po sherry i bourbonie
– nie filtrowana na zimno
– nie barwiona karmelem
Oko – Highland Park CS batch 1 rozlewana jest do butelek o lekko spłaszczonym kształcie ze zdobieniami w nordyckie wzory, co jest cechą charakterystyczną destylarni. Prezentuje się bardzo dobrze, jednak etykieta jest mało czytelna i zawiera absolutne minimum informacji. Kolor whisky jest złoty.
Zapach – dużo wanilii, miód, karmel, maślane ciasteczka, prażone orzechy, świeże ciasto drożdżowe, nuty trawiaste i lekko ziemiste, imbir, czarny pieprz a w tle odrobina wrzosowego dymu
Smak – gęsty, oleisty, słodki, mleczny, przypalony cukier, miód, krem orzechowy, rodzynki w czekoladzie, kandyzowana skórka pomarańczowa, nuty dębiny i torfu, pikantne przyprawy
Finisz – dość długi, nadal słodki, czekoladowy, układający się w stronę mocno suszonych owoców, orzechów, tytoniu, przypraw i nut dymnych
Moja ocena – 6/10
Highland Park CS batch 1 to whisky, której trzeba dać chwilę, wtedy ładnie się otwiera i trochę łagodnieje. Zapach nie zapowiada tak dużej „mocy”, dominują nuty mocno maślane, smak mocno rozgrzewa, tu już czuć %, finisz pozostawia w ustach słodycz i dymne nuty. To taka whisky, po którą sięga się okazjonalnie, ale z przyjemnością. Czuć w niej młodość i kilka dodatkowych lat zapewne dodałoby jej łagodności. Raczej ciężko wyczuć wpływ beczek po sherry, ale to nie działa na niekorzyść. Zachęcam do degustacji i własnej oceny!
Cena 570,00 – 600,00 zł