Glendronach 1968 47 yo – dzisiaj prawdziwy rarytas na uczczenie jubileuszowej, setnej notki na moim blogu.
Whisky ta ukazała się w 2016 roku w batch nr 13 GlenDronach Single Cask i była jego niekwestionowaną ozdobą. Jeżeli dodamy do tego, że po wydaniu batcha 13 destylarnia wydała oficjalne oświadczenie, że beczka hogshead nr 5837 po sherry Pedro Ximenez napełniona 24.09.1968 roku była najstarszą jaka znajdowała się w ich magazynach, to widać, że mamy do czynienia z prawdziwą perełką GlenDronacha. Jest to już piąta notka na moim blogu o whisky pochodzącej z tej destylarni, a więc już po tym widać, że lubię i bardzo cenię trunki tu produkowane.
Jeśli dodamy do tego, że gorzelnia ta była pierwszą jaką zwiedziłam (zobacz Glendronach Cask Strengtch Batch 7), a drugą, w której własnoręcznie napełniłam butelkę 25-letniej whisky prosto z beczki, to mamy już całkowite potwierdzenie tego, że jest to jedna z destylarni, do których mam największy sentyment. Dodatkowo nadmienię jeszcze, że pierwszą napełnioną własnoręcznie butelką prosto z beczki była Glenglassaugh, niestety tylko podczas krótkiego pobytu w visitor center (na zwiedzanie zabrakło czasu), a destylarni BenRiach nie odwiedziłam tylko z tego powodu, że przebywałam w Elgin od piątku do poniedziałku, a była ona wtedy otwarta dla zwiedzających tylko we wtorki i czwartki (był to lipiec 2018 roku). Wszystko to za sprawą Billego Walkera, który był do 2016 roku współwłaścicielem wszystkich tych trzech zakładów i – jak można to określić – wyprowadził je ze stanu „uśpienia” do pierwszej ligi producentów szkockiej whisky. Jest on do dzisiaj jednym z najbardziej cenionych przeze mnie master blenderów na świecie, a pokazuje to obecnie wprowadzając – do niedawna całkowicie anonimową – destylarnię GlenAllachie do czołówki świata whisky.
Historię destylarni Glendronach opisałam już wcześniej (zobacz Glendronach 1993 25 yo Master Vintage), i kilkukrotnie już opisywałam jej podstawowe portfolio i niezliczoną ilość edycji limitowanych. Whisky tutaj produkowana kojarzy się wszystkim z beczkami po sherry, zarówno Oloroso jak i Pedro Ximenez. Co prawda część spirytusu dojrzewa w beczkach po Bourbonie i Porto, dawniej trafiały się finisze w beczkach po Marsali czy Sauternie, lecz zakład ten słynie z produkcji tak zwanych sherry bomb. Z pewnością możemy do nich zaliczyć edycję 15 yo Revival, 18 yo Allardice, 21 yo Parliament (moja ulubiona), całą serię Grandeur i praktycznie wszystkie single caski. Profil aromatyczno-smakowy produkowanych tu sherry bomb jest jednym z moich ulubionych obok Glenfarclasa (całkowicie odmienne style, pomimo beczek po sherry).
Obecnie zapanowała moda na whisky z beczek po sherry pierwszego napełnienia, i pojawiło się wiele wydań młodych, 9-12 letnich trunków w bardzo ciemnych kolorach, które według mnie są zbyt że się tak wyrażę przesherrowane. Jeśli na przykład wypijemy pod rząd kilka whisky od Signatory Vintage pochodzących z beczek pierwszego napełnienia po sherry z różnych destylarni, zauważymy, że wszystkie są bardzo pokrewne. Zbyt mocny wpływ sherry przykrywa tutaj indywidualny charakter spirytusu i stylu skrajnie różnych destylarni. Nie mówię, że te trunki są złe, wręcz przeciwnie – na początku są bardzo dobre, ale z czasem zauważamy, że nie do końca o to chodzi.
Ale już dosyć tych rozważań, a przy okazji dzisiejszego jubileuszu, oraz z powodu niekwestionowanej perełki jaką mamy dzisiaj możliwość degustować, chcę jeszcze poruszyć temat obecnych cen whisky. Z pewnością każdy miłośnik szkockiej chciałby mieć możliwość częstszego próbowania takich pozycji jak dzisiejsza, czy choćby Macallanów 18 czy 25 yo z lat siedemdziesiątych, starych Springbanków, jakichkolwiek wydań Brory czy Port Ellena, nie wspomnę już o trunkach 50-60 letnich. Niestety, dla zdecydowanej ich większości zakup butelki za 10-50 tysięcy złoty jest nierealny (dzisiejsza whisky pochodzi niestety z sampla, z czego nie jestem zbyt zadowolona, ponieważ przed opisaniem każdej notki lubię przynajmniej trzy razy zmierzyć się z opisywaną pozycją). Jeżeli zejdziemy na nieco niższy poziom, to sytuacja też nie przedstawia się wiele lepiej. Obecnie na wypusty ze znanych destylarni trzeba po prostu polować, jakiekolwiek wydania 25 yo to już sumy grubo powyżej 1000 zł, a ciekawe single caski 9-12 yo jest ciężko kupić poniżej 500 zł. Jeżeli dodamy do tego ceny whisky 3-4 letnich pochodzących z inauguracyjnych wydań nowo powstałych destylarni, za które trzeba zapłacić zawrotne sumy 1000-6000 tysięcy złotych lub wyżej, to już zakrawa na totalny absurd.
Spowodowane jest to niesamowitym wzrostem zainteresowania szkocką whisky, ale również japońską, bourbonami i w ostatnim czasie także rumami. Do wzrostu tych cen mocno przyczyniła się moda na inwestowanie w whisky (obok zabytkowych samochodów najwyższa stopa zysku), ale także niezliczona ilość spekulantów, którzy w bardzo krótkim czasie chcą zarobić duże pieniądze, a sami wcale nie są zainteresowani walorami smakowymi tych trunków. Większość renomowanych destylarni rozprowadza swoje edycje w niezrozumiały dla mnie sposób, stosując jakieś losowania lub ogłaszając sprzedaż o danej godzinie, i kto pierwszy ten lepszy. Pomimo tego, że posiadają swoje komitety czy fankluby, nie potrafią swoich produktów rozdzielić pomiędzy osoby naprawdę zainteresowane cieszeniem się smakiem tych wspaniałych trunków, które chcą dzielić się swoją pasją do whisky, co powoduje ciągły wzrost zainteresowania się nią coraz większej ilości ludzi. Zdecydowana ilość tych butelek trafia przeważnie do handlarzy, co widać na różnego rodzaju aukcjach, gdzie już po paru dniach od premiery są one oferowane po znacznie wyższych cenach.
Ale przy takiej dzisiejszej perełce nie myślmy o cenie, i skupmy się na tym co mamy w kieliszku:
Glendronach 1968 47 yo
Nota
– moc 45,9% alc./vol
– region Highland
– beczka hogshead po sherry Pedro Ximenez
– nie filtrowana na zimno
– nie barwiona karmelem
Oko – Glendronach 1968 47 yo rozlana została do butelek o prostym i typowym dla destylarni kształcie. Prezentuje się świetnie i bardzo klasycznie, etykieta jest w kolorze brązowym z biało-złotymi napisami, zawiera wszystkie informacje. Kolor whisky jest bardzo ciemny, jak mocna herbata.
Zapach – pierwsze nuty są jak świeże śliwki, po chwili wyłaniają się aromaty suszonych owoców, daktyle, figi, słodkie rodzynki, gorzka czekolada, trochę przypalone powidła śliwkowe, po dłuższym odstaniu bukiet zapachów dopełniają zioła i lekki dym dobrego cygara
Smak – bardzo gęsty, oleisty i złożony, pierwsze dotknięcie ust to sherry, wędzone śliwki, suszone owoce, następnie dochodzi gorzka pomarańcza, czekoladki Mon Cheri, ziołowe aromaty jak w Jagermeister
Finisz – bardzo długi i trwający, gorzka czekolada, skórka pomarańczy, espresso, odrobinę cierpki i drzewny
Moja ocena – 9/10
Glendronach 1968 47 yo, to na ten moment spełnienie moich „whiskowych” marzeń. Od kiedy ta butelka znalazła się w mojej kolekcji, szukałam jak i skąd zdobyć chociaż sampelek. Udało się i chociaż to tylko 40 ml, mogłam się z Wami podzielić wrażeniami z degustacji a wierzcie, jest czym…
Ja to wyobrażam sobie tak… Jest 24.09.1968, destylatem zostaje zalana beczka po PX nr 5837 i ląduje w jednym z magazynów. Mija 47 lat, Billy Walker już wie, że sprzeda GlenDronach, udaje się do składu i zaczyna szukać czegoś wyjątkowego. Wybiera starą, może zapomnianą beczkę, która trafia do 301 butelek.
Czy to była jedyna/ostatnia tak stara beczka? Tego nie wiemy, za to jestem pewna, że do tej pory nie piłam whisky tak bogatej w zapachu i smaku. Gęsta jak likier, pełna różnorodnych aromatów, zmienna w czasie, zaskakująca w każdym łyku. Alkohol całkowicie zamaskowany i pojawia się wrażenie, że pijemy znakomite wzmacniane wino a nie wysokoprocentowy trunek. Moje zmysły zostały rozgrzane na maxa, po niej wszystko smakowało… nijako.
Cena 27000,00 zł
2 komentarze
Te wszystkie ochy i achy nad starymi butelkami nie uwzgledniają tylko faktu, że te 40-50 lat temu kiedy popyt był mniejszy i whisky nie schodzila jak teraz borykano sie z nadmiarem destylatu, ktory rozlewano z braku lepszego pomyslu do slabych beczek na przeczekanie gorszej koniunktury. Dzisiaj malo sie o tym mowi, tak samo jak o tym, że te stare whisky czesto są zdominowane przez beczkę i mocno taninowe. To troche jak z thermomixem, czy garkami zeptera. Pomimo, ze te produkty sa niezle nikt nie się nie przyzna, że zdrowo za nie przepłacił.
Pewnie pyszne, cena też niczego sobie .