Ardbeg Wee Beastie 5 yo weszła do podstawowej oferty kultowej destylarni w marcu 2020 roku.
To wydarzenie pokrzyżowało kolejność zaplanowanych do opisania na moim blogu trunków. Jednak nie mogłam sobie odmówić szybkiego spróbowania tego single malta, bo jakby nie było, należy do jednej z moich ulubionych gorzelni z wyspy Islay oraz jednej z najwyżej ocenianych ze wszystkich destylarni w całej Szkocji. Ardbeg jest jedną z najstarszych – powstał w 1815 roku w oddalonej około 5 kilometrów od miejscowości Port Ellen zatoczce. Do czasu zalegalizowania interesu, to owiewane ciągle wiatrami, surowe miejsce było popularne wśród przemytników i nielegalnych producentów whisky. Obecnie zakład należy do najładniejszych i najpiękniej położonych oraz do najbardziej charakterystycznych w całej Szkocji i jest obowiązkowym punktem do zwiedzenia przez każdego miłośnika szkockiej.
Wielu ludzi zarzuca Ardbegowi to, że obecnie produkowane edycje nie są tak dobre jak kiedyś oraz, że wiele z nich – łącznie z wydaniami limitowanymi – jest bez deklaracji wieku. Nie zapominajmy jednak, że pod koniec XX wieku ta gorzelnia była na skraju upadku, w latach 1981-89 była zamknięta, a następnie do roku 1996 destylację prowadzono tylko okresowo, przez kilka lub kilkanaście tygodni w roku. Następnie znowu przez kolejny rok produkcja była całkowicie wstrzymana. Dopiero w 1997 roku, po jej zakupie przez Glenmorangie plc, w końcu zaczęto regularną destylację. Mamy więc 10 lat, w których nie spłynęła nawet kropla spirytusu i siedem, kiedy dosyć skromne moce produkcyjne – wynoszące około miliona litrów czystego alkoholu rocznie – były wykorzystywane w około 10%. Nie można więc mówić, że istniała jakakolwiek możliwość regularnego wydawania edycji rocznikowych i posiadania rozbudowanego portfolio.
W 2000 roku ukazała się pierwsza pozycja w podstawowej ofercie, czyli Ardbeg Ten. Destylaty w nim zawarte pochodziły ze skromnych zapasów z czasów, kiedy tylko okresowo pracownicy pobliskiej Laphroaig (wtedy ten sam właściciel) rozpalali ogień pod alembikami. W 2003 roku do podstawowej oferty dołączył Ardbeg Uigeadail – whisky bez określenia wieku, ale nierozcieńczana, o mocy 54,2%. Swoją nazwę wziął od jeziora zwanego Loch Uigeadail, z którego pochodzi woda używana przez gorzelnię. W 2008 roku podstawowe portfolio poszerzyło się o Ardbega Corryvreckan, także bez określenia wieku i także o mocy beczki wynoszącej 57,1 %. Tym razem nazwę zaczerpnięto od trzeciego co do wielkości na świecie wiru wodnego, który znajduje się niedaleko u wybrzeży sąsiedniej wyspy, Jury. W tym też to roku najpopularniejszy z Ardbegów – Ten, zaczął być wydawany ze spirytusu już regularnie destylowanego od 1998 roku, gdy zakład zaczął produkcję z wykorzystaniem na 100% swoich mocy. Niektórzy mówią tu o „nowej dziesiątce”, jednocześnie twierdząc, że nie jest to już tak dobra whisky, jak wcześniej.
Na kolejne rozszerzenie podstawowej oferty musieliśmy poczekać prawie dziesięć lat – do 2017 roku, kiedy to światło dzienne ujrzała whisky Ardbeg An Oa. Nie ma deklaracji wieku, ale podobno wszystkie destylaty mają około 10 lat. Narobiła sporo zamieszania wśród miłośników trunków tutaj produkowanych z powodu bardziej łagodnego i słodkiego aromatu i smaku (zobacz Ardbeg An Oa). Tym razem nazwa pochodzi od najbardziej na południe wysuniętego półwyspu na Islay. Następnie w 2019 roku zaprezentowano Ardbeg 19 yo Traigh Bhan, który to co prawda ma być oferowany w postaci limitowanych corocznie partii, jednak producent zapewnia, że będzie to stała pozycja w jego ofercie. Nazwa jest związana, jak zresztą zwykle, z wyspą Islay i pochodzi od piaszczystej plaży znajdującej się na południowym jej wybrzeżu. Wydanie po 19 latach od ukazania się wersji dziesięcioletniej edycji z określeniem wieku może być dobrym znakiem i świadczyć o odbudowaniu zapasów dojrzałej whisky, a mowa tutaj o destylatach nawet 22 letnich.
Na samym początku 2020 roku pojawiła się kolejna miła niespodzianka – pojawienie się dzisiejszej bohaterki, co prawda młodej, ale jednak z określeniem wieku. Akurat młody wiek dla whisky torfowych nie jest wielką przeszkodą, ponieważ im taki destylat dłużej leżakuje, tym staje się łagodniejszy i mniej dymny, a nie zawsze o to chodzi w tego rodzaju trunkach. Znamy przecież bardzo młode, a wybitne whisky torfowe. Najlepszym przykładem są Octomory, które w większości są właśnie pięcioletnie (a w ostatnim 10 batchu nawet młodsze). Tym razem nazwa – Wee Beastie -pochodzi od bardzo uciążliwych meszek, które często są utrapieniem podróżujących po Szkocji, aby podkreślić zadziorny i ostry charakter tej najnowszej edycji. Należy w tym miejscu jeszcze podkreślić, że wszystkie tutaj wymienione edycje podstawowe (a także wszystkie limitowane), są wydawane bez barwienia i filtracji. Gdyby jeszcze zdecydowano się w najbliższej przyszłości przywrócić słodowanie chociaż części jęczmienia na miejscu, to mielibyśmy już wszystkie elementy bardzo tradycyjnej produkcji, takiej jak w XIX i XX wieku.
A teraz z wielkim zainteresowaniem i ciekawością przechodzimy do testowania tej najświeższej propozycji jednego z najbardziej kultowych producentów szkockiej:
Ardbeg Wee Beastie 5 yo
Nota
– moc 47,4% alc./vol
– region Islay
– wiek 5 yo
– beczka ex-Bourbon i sherry Oloroso
– nie filtrowana na zimno, nie barwiona karmelem
Oko – Ardbeg Wee Beastie 5 yo nalewana jest oczywiście do butelek o klasycznym dla destylarni kształcie i charakterystycznym zielonym kolorze. Fajnym akcentem jest nazwa w kolorze czerwonym, prezentuje się dobrze i zadziornie. Etykieta jest czytelna oraz zawiera wszystkie informacje. Kolor whisky jest bardzo jasny, słomkowy.
Zapach – pomieszanie dymu i słodyczy, ziołowe aromaty, nuty anyżu, świeżo zmielony pieprz, wanilia, słone karmelki, zielone jabłka, suszone owoce.
Smak – pierwszy łyk to „słodycz” gorzkiej czekolady, a po chwili eksplozja dymu, wędzonego boczku, torfu, popiołu, przypalone powidła śliwkowe, nuty kawy oraz nuty eukaliptusowej świeżości.
Finisz – długi, lekko gorzki, kakao, masło orzechowe, wędzonka.
Moja ocena – 5/10
Ardbeg Wee Beastie 5 yo jest miłym zaskoczeniem. Zapach, smak i finisz tworzą spójną całość dającą dużo przyjemności z degustacji. Mając na uwadze wiek, nie ma się do czego przyczepić. Ardbeg stworzyła świetną whisky dla wszystkich, dzięki czemu na pewno zainteresowanie destylarnią wzrośnie. Mariaż beczek po Burbonie i sherry spowodował, że dymny profil Ardbega został lekko przygaszony, ale według mnie to na plus. Bardzo się cieszę, że destylarnia wprowadziła tą pozycję na rynek, dzięki czemu większa ilość miłośników whisky ją pozna. Wiecie już, że to klasyczna Arbeg Ten była początkiem mojej przygody z whisky. Od tamtego czasu piłam różne wydania i uważam, że Ardbeg Wee Beastie 5 yo jest świetnym uzupełnieniem podstawowego portfolio destylarni. W tej cenie pozycja obowiązkowa w każdym barku!
Cena 159,00
4 komentarze
Czy my piliśmy te samą whisky? Pisze Pani o eksplozji dymu, wędzonego boczku i długim finiszu po czym daje notę 5/10
Prawda jest taka, że w tej 5-latce tego boczku właśnie nie ma. Jest tylko trzon w postaci torfu ale whisky jest obdarta z całej tej otoczki. Ok jak na 5-latkę, ale nie ma tu mowy o długim finiszu z wedzonką
Ile osób tyle smaków… i to jest w whisky najlepsze 🙂
Mnie smakuje , na pewno jest torfowy smak , reszta smaków i zapachów to mgiełka interpretacyjną uzależniona od skojarzeń i doświadczeń smakowych , generalnie okej, lubię do niej wracać
Ulubiona whisky na grilla 🙂