Glen Scotia Victoriana to whisky pochodząca z legendarnego regionu Campbeltown leżącego na półwyspie Kintyre.
Kiedyś w tej maleńkiej miejscowości działały 32 gorzelnie, a trunki tutaj produkowane uchodziły za synonim doskonałości. Obecnie działają tutaj 3 destylarnie, legendarny Springbank, wyżej wymieniona Glen Scotia oraz Glengyle (zamknięta w 1925 roku, odbudowana w latach 2000-2004). Powodów zamknięcia prawie wszystkich gorzelni było kilka. Tutejsi gorzelnicy byli tak przekonani o niedoścignionej jakości swoich trunków, że zaczęli maksymalnie zwiększać ilość produkcji, co niestety doprowadziło do spadku jakości. Wyczerpały się bardzo tanie w eksploatacji złoża węgla, które były alternatywą dla torfu (węgiel umożliwiał produkcję lżejszej whisky). Kolejnymi przyczynami był wybuch pierwszej wojny światowej, a potem wprowadzenie prohibicji w Stanach Zjednoczonych (wielkiego odbiorcy tutejszej whisky).
Glen Scotia została założona w 1832 roku przez spółkę Steward, Galbraith&Co. Jej losy były bardzo burzliwe, była zamykana w latach 1928-33, 1984-89, 1994-96 i, aż ośmiokrotnie zmieniała właściciela. W 1999 roku została kupiona przez Loch Lomond Distillers. Wkrótce została wystawiona na sprzedaż i czekała na nowego właściciela. W 2014 roku właścicielem obu destylarni został biznesmen Colin Matthews, przy finansowym wsparciu grupy kapitałowej Exponent. Do tego momentu tutejsza znakomita whisky nigdy nie doczekała się stosownej promocji na rynkach światowych. Nowy właściciel całkowicie zmienił podejście do produkowanych w obu gorzelniach whisky, stawiając na jakość. W 2015 roku do podstawowej oferty Glen Scotii dołączyły 3 nowe edycje: Double Cask, 15 yo, oraz Victoriana czyli replika whisky produkowanej w czasach świetności regionu.
Na początku maja tego roku miałam przyjemność odwiedzić gorzelnię Glen Scotia. Dzięki zaanonsowaniu przez Daniela z Domu Whisky w Jastrzębiej Górze spędziłam niezapomniane chwile zwiedzając i degustując niesamowite wydania whisky prosto z beczki, bezpośrednio w magazynach tej wspaniałej, ale na razie nie do końca docenianej destylarni. Naszym przewodnikiem był przesympatyczny Iain J. Mcalister, menager destylarni. Bardzo dokładnie został nam przedstawiony cały proces produkcyjny tutejszego destylatu, zakończony testowaniem spirytusu przygotowanego do zalewania beczek. Już w tej fazie produkcji alkohol ten wydaje się być dosyć ciekawy w smaku i zapachu oraz posiada pewne smaki i aromaty, które nadal utrzymują się po maturacji w beczkach. Kolejną ciekawostką jest sposób ułożenia beczek w magazynach. Pierwszy raz widziałam, że beczki układane są na stojąco, jedna na drugiej w sześciu rzędach. Zapytany o to Iain wyjaśnił nam, że w ten sposób oszczędza się trochę miejsca, a nie ma to wpływu na smak gotowego produktu. Następnie zostaliśmy zaproszeni do magazynów gdzie odbyła się niesamowita degustacja, przeplatana nauką odbijania korków, wyciągania alkoholu specjalnym przyrządem i rozlewania go do naszych bardzo ładnych kieliszków z logiem destylarni.
Pierwsza była Glen Scotia z 2001 roku ex-bourbon 57%. Następnie rocznik 2005 peated z beczki po Bourbonie, przelany w 2017 roku do pierwszy raz napełnianej beczki po Tawny Porto o mocy 56%. Potem kolejno 2008 peated Bourbon 56%, przelany 2 lata wcześniej do beczki pierwszego napełnienia po sherry Oloroso, 1989 z beczki ponownego napełnienia po sherry Oloroso (wcześniej leżakowała tam whisky torfowa) 53%. Na koniec Glen Scotia 2013 ex-bourbon heavily peated 62,5% o zawartości 56 ppm (torf pochodził ze wschodniego wybrzeża z okolic miasta Pearth). Ostatnia pozycja zdziwiła mnie najbardziej bo po zawartości 56 ppm i mocy 62,5% spodziewałam się mocno dymnej, torfowej i ostrej whisky, a trunek okazał się bardzo przyjemny, w miarę łagodny, a dym znajdował się jakby w oddali, pozwalając wychodzić na pierwszy plan innym aromatom i smakom. Dodatkowo dostałam sample wszystkich degustowanych trunków w buteleczkach 100 mililitrowych, co było bardzo miłym zaskoczeniem. Na koniec zrobiłam bardzo udane zakupy w visitor center. Wybrałam 2 wersje dostępne tylko w destylarni, obie z pojedynczej beczki i o mocy beczki, nie filtrowane na zimno i nie barwione karmelem, jedna z 1999 roku, druga z 2005. A w ostatniej chwili wpadła mi w oko jeszcze jedna perełka, a mianowicie wersja Campbeltown Malts Festival 2019 vintage 2003 rum cask finisz 51,3%, nie barwiona i nie filtrowana, a więc w wersji jaką lubię najbardziej.
A teraz zajmijmy się Victorianą:
Nota
Glen Scotia Victoriana
– moc 51,5% alc./vol
– region Campbeltown
– wiek NAS
– beczka wyselekcjonowane najlepsze beczki po Burbonie oraz finisz w mocno wypalonych beczkach również po Burbonie
– nie filtrowana na zimno
– nie barwiona karmelem
Oko – Glen Scotia Victoriana nalewana jest do wysokich, smukłych butelek, w typowym kształcie. Prezentuje się bardzo dobrze, elegancko i zawiera wszystkie informacje. Kolor whisky jest złocisty, jasnobursztynowy.
Zapach – bardzo esencjonalny, masło orzechowe, wanilia, mleczna czekolada, przypalone powidła śliwkowe
Smak – słodki, karmelizowane owoce, czekolada z chili, przypalona dębina a to wszystko przyprawione odrobiną soli
Finisz – dość długi, wytrawny, ziołowy z lekką goryczką dębiny
Moja ocena – 5,5/10
Glen Scotia Victoriana to whisky o aromatycznym i słodkim zapachu oraz smaku, natomiast finisz jest bardziej wytrawny i „dębowy”. Świetnie ukryty alkohol a przecież to 51,5%. Bardzo lubię w tej whisky tą odrobinę soli, która idealnie wpasowuje się w resztę smaków. Szkoda tylko, że jest bez określenia wieku aczkolwiek nie powinno to nikogo zniechęcać do spróbowania, Polecam!
Cena 330,00 – 400,00 zł