Glenglassaugh 2009 cask #1132 Oloroso Sherry Cask Hand Bottled at the Distillery, pierwsza własnoręcznie zabutelkowana przeze mnie butelka szkockiej whisky bezpośrednio w destylarni.
Miało to miejsce 17.08.2018 roku, podczas mojej pierwszej podróży po Szkocji, związanej ze zwiedzaniem destylarni oraz podziwianiem pięknych krajobrazów tego kraju. Nadszedł czas na otworzenie tej wyjątkowej butelki, do której mam duży sentyment, oraz podzielenie się ze wszystkimi czytelnikami bloga jej walorami aromatyczno-smakowymi. A przyczyniły się do tego tegoroczne wakacje spędzone w Szkocji na zwiedzaniu destylarni i pogłębianiu wiedzy na temat whisky. Okazja jest niebagatelna, gdyż miałam możliwość drugi raz odwiedzić gorzelnię Glenglassaugh i przyjrzeć się całemu procesowi produkcyjnemu pod okiem samego Stewarta Buchanana, ambasadora marek Benriach, Glendronach oraz właśnie Glenglassaugh. Zorganizowanie takiej wizyty zawdzięczam Adamowi, ambasadorowi marek premium w Brown-Forman na Polskę, za co jestem mu ogromnie wdzięczna.
Do destylarni Glenglassaugh mam bardzo duży sentyment i bardzo lubię whisky w niej produkowane, pomimo tego, że jest dosyć mało znana. Świadczy o tym już piąty wpis o tej whisky na moim przecież młodym blogu. Problemem jest to, że obecnie na rynku mamy dostęp głównie do wydań młodych lub naprawdę wiekowych, co jest spowodowane przestojem tej destylarni przez 23 lata. Ciągle trwa proces odbudowy stanów magazynowych i myślę, że już wkrótce zobaczymy wydania 10-12yo. Jak powiedział mi Stewart, pracował on z Billym Walkerem przy wskrzeszaniu Glenglassaugh, mógł przejść z nim do GlenAllachie, lecz pozostał w Brown Forman ze względu na to, że nowy właściciel nie ma zamiaru drenować nowo nabytych gorzelni, tylko bez pośpiechu utrzymywać w nich tradycyjny proces produkcji i wydawać tylko naprawdę dojrzałe i dobre whisky.
Glenglassaugh jest położona na 10-15 metrowym wzniesieniu przy pięknej plaży, co, jak zaznaczył Stewart, ma bardzo duży wpływ na dojrzewanie tutejszych destylatów. W hali alembików znajduje się olbrzymie okno, z którego roztacza się piękny widok właśnie na zatokę. Miałam przyjemność zejść ze Stewartem na plażę i rozkoszować się na niej szklaneczką Glenglassaugh Revival, która w takich warunkach smakuje wybornie (z każdym rokiem ta edycja jest coraz lepsza, gdyż do jej kupażowania używa się coraz więcej starszych destylatów – na początku były to tylko czteroletnie whisky).
Gorzelnia ta należy do małych zakładów tego typu w Szkocji, jej maksymalne moce to 1 mln litrów alkoholu rocznie, które nie są wykorzystywane w pełni. W ostatnim roku wydestylowano 700 tys. litrów spirytusu. Spory wpływ na to ma jeden z najdłuższych w branży czas fermentacji zacieru. Dużą ciekawostką jest, że tutejsze magazyny są jednymi z najcieplejszych w całej Szkocji, pomimo tego, że gorzelnia ta jest jedną z najbardziej wysuniętych na północ (tylko kilka destylarni z północnego Highland oraz Highland Park i Scapa z Orkadów są położone na dalszej północy). Wiąże się z tym szybszy czas dojrzewania whisky i niestety zarazem większy coroczny ubytek spirytusu z beczek (tak zwany „angels share”).
Jak już zaznaczyłam wcześniej, destylarnia należy do jednych z najmniejszych w całej Szkocji (mniejsze są tylko nowo powstałe po 2008 roku mikrodestylarnie), cały proces produkcyjny jest bardzo tradycyjny, nic nie jest przyśpieszane, a o wszystkim decydują pracownicy, kierujący się wieloletnim doświadczeniem i smakiem. Woda pobierana jest ze źródeł Glassaugh Springs powyżej zakładu, jest wyjątkowo twarda i zawiera bardzo dużo wapnia. Pracuje tu tradycyjna żeliwna kadź zacierna firmy Porteous, zaopatrzona w mieszadła, cztery kadzie fermentacyjne z daglezji i dwie ze stali nierdzewnej (podobny układ kadzi fermentacyjnych znajduje się w Ben Nevis). I tu nasuwa się od razu pytanie, czy w tak tradycyjnym zakładzie jest miejsce na stalowe kadzie. Stewart wyjaśnił, że nie ma różnicy czy są one z drewna czy ze stali, potrzebne jest tylko inne podejście do ich używania. Stalowe nie mogą być czyszczone zbyt dokładnie, aby na ich ściankach zostało troszkę drożdży i bakterii odpowiedzialnych za fermentację, a z kolei z drewnianymi trzeba postępować wręcz odwrotnie, gdyż w drewnie dodatkowo mogą pojawić się grzyby, lekko zmieniające charakter brzeczki, a co za tym idzie także spirytusu.
Pracuje tu tylko jedna para stosunkowo dużych alembików w nietypowym układzie. Alembik destylacji wstępnej jest mniejszy od końcowej co stanowi spore wyzwanie na drodze do osiągnięcia zrównoważonego procesu destylacji. W magazynach dojrzewa obecnie 25 tys. beczek destylatu.
Teraz już skupmy się na naszej dzisiejszej bohaterce, na otwarcie której nie mogłam się długo zdecydować. Po tak świetnym zwiedzaniu Glenglassaugh myślę, że przyszedł właśnie ten moment. A więc do dzieła:
Glenglassaugh 2009 cask #1132 Oloroso Sherry Cask Hand Bottled at the Distillery
Nota
– moc 58,75% alc./vol
– region Highland
– beczka po sherry Oloroso
– nie filtrowana na zimno,
– nie barwiona karmelem
Oko – Glenglassaugh 2009 cask #1132 Oloroso Sherry Cask rozlewana jest do butelek o charakterystycznym dla destylarni kształcie, niestety o pojemności 0,5 litra. Jest piękna w swojej prostocie. Na butelce znajdziemy takie informacje jakie sami sobie wpiszemy. Kolor whisky jest ciemno bursztynowy.
Zapach – bardzo intensywny, ostry a jednocześnie pełen owocowych aromatów, czarna porzeczka, dojrzałe czereśnie, jeżyny, czerwone winogrona, czekoladki z wiśnią w likierze, brzoskwinie w syropie, kakao, imbir, odrobina siarki
Smak – słodki i jednocześnie ostry, czekolada, karmel, prażone orzechy, gorzkie migdały, marcepan, konfitura wiśniowa, nalewka z czerwonych owoców, rodzynki, imbir, pieprz, mocna dębowa goryczka
Finisz – bardzo długi, mocno rozgrzewający, nadal bardzo owocowy i orzechowy, kakao, owoc tarniny i odrobina mięty
Moja ocena – 6,5/10
Glenglassaugh 2009 cask #1132 Oloroso Sherry Cask to świetna whisky. Piękny i bogaty sherrowy aromat, mocny smak – słodki z nutką goryczki i ostrości. To nie jest babciny kompot, to owocowy bimber w najlepszym wydaniu. Pierwsze skrzypce gra w tej whisky alkohol i nie jest to jej wadą a połączenie dojrzałych czerwonych owoców z czekoladą i dębową goryczką daje nam potężną dawkę złożonych aromatów. Finisz jest długi i pomimo wyraźnej ostrości, pozostawia w ustach przyjemną cierpkość i mentolowy posmak. Jeśli tylko będziecie mieli okazję koniecznie spróbujcie!
Cena 200,00 zł (cena w destylarni w 2018 roku)