Ardbeg An Oa to najnowsza podstawowa wersja z tej kultowej destylarni (odwiedzonej przeze mnie w wakacje 2018 roku) wypuszczona w 2017 roku.
Pozycja ta rozszerzyła dosyć skromną podstawową ofertę tej jakże cenionej gorzelni (oprócz An Oa w jej skład wchodzi jeszcze Ardbeg Ten, Ardbeg Corryvreckan i Ardbeg Uigeadail). Nazwa została zaczerpnięta od nazwy półwyspu znajdującego się w południowej części wyspy Islay. Ten single malt narobił sporo zamieszania wśród zwolenników tej legendarnej whisky, a to z powodu odmiennego charakteru An Oa w porównaniu do innych maltów Ardbega. Jednych bardzo pozytywnie zaskoczył, a innych rozczarował (należę do tej pierwszej grupy). Jest on delikatniejszy, słodszy oraz nie tak torfowy i dymny jak pozostałe wersje (jest to spowodowane prawdopodobnie tym, że część destylatów dojrzewała w beczkach po słodkim sherry Pedro Ximenez, które uwielbiam).
Wielkim i wspaniałym przeżyciem było zwiedzanie destylarni i degustacja kilku maltów bezpośrednio w destylarni (wielkie podziękowania Andrzejowi i Danielowi z Domu Whisky z Jastrzębiej Góry). Już sama droga do Ardbega z miasteczka Port Ellen które było naszą bazą podczas czterodniowego pobytu na legendarnej wyspie Islay (która jest osobnym regionem produkcji whisky), jest bardzo ciekawa oraz kręta i prowadzi wzdłuż wybrzeża. Po drodze mijamy kolejne dwie legendarne destylarnie, najpierw Laphroaig, a następnie Lagavulin. Po dotarciu do celu widzimy charakterystyczne, biało-zielone zabudowania gorzelni. Tuż koło parkingu stoi kawałek historii gorzelni, alembik który destylował ostatni raz w 1996 roku, kiedy wydawało się, że losy destylarni są przesądzone i nic nie zdoła jej uchronić przed bankructwem (ciekawostką jest to, że w 2018 roku ukazał się Ardbeg Twenty Something 22 yo, pochodzący z destylatów właśnie z tego alembika).
Zakład jest niewielki, destylacja odbywa się w jednej parze alembików, a roczna produkcja to około 1 mln. litrów czystego spirytusu rocznie. Kadzie fermentacyjne są drewniane, jęczmienia nie słoduje się na miejscu, jest on pozyskiwany ze słodowni w Port Ellen (znajduje się ona tuż koło legendarnej, zamkniętej w 1983 roku destylarni o tej samej nazwie co miasteczko w którym się znajduje). Po dokładnym obejrzeniu całej destylarni udaliśmy się do pomieszczenia w którym poczęstowano mnie wszystkimi podstawowymi edycjami, plus wypustem z 2017 roku upamiętniającym międzynarodowy dzień Ardbega : Kelpie. Bardzo ciekawe jest porównanie tych wersji w jednym momencie, bo dużo lepiej można wtedy poczuć zdecydowane różnice pomiędzy tymi wersjami (pite w odstępach czasowych wydają się pokrewne, poza oczywiście An Oa). W pokoju degustacyjnym znajduje się też piękna ekspozycja praktycznie wszystkich edycji wydanych w ciągu ostatnich dwudziestu paru lat (nie zauważyłam tylko Ardbega 1965 i 1815).
Koło tej żywej legendy z wyspy Islay krąży wiele kontrowersji. Nawet zagorzali zwolennicy twierdzą że z każdym rokiem każda wersja jest coraz słabsza. Większość edycji to młode destylaty bez określenia wieku, sprzedawane po zawyżonych cenach (pomimo to edycje okolicznościowe sprzedają się momentalnie, a na aukcjach sprzedawane są jeszcze w ciągu tego samego roku dwukrotnie drożej, a po paru latach kilkukrotnie). Pewnym wytłumaczeniem jest to, że zakład pod koniec XX wieku destylował bardzo mało i nieregularnie i z tego powodu nie posiada spirytusu do utrzymania w ciągłej sprzedaży jednolitych edycji. Jednocześnie wszyscy twierdzą, że pomimo tych niedociągnięć nie ma innej whisky o tak specyficznym i niepowtarzalnym charakterze.
Dodam jeszcze że Ardbeg 10 yo był moim pierwszym torfowym maltem (i w ogóle jednym z pierwszych). Zastanawiałam się wtedy jak można pić coś tak śmierdzącego (w całym pokoju czuć było dym z ogniska). Upłynęło około półtorej roku zanim zaczęłam się przekonywać do torfowych whisky (w przeciwieństwie do mojego męża który od razu stał się zwolennikiem tego typu maltów). Nadal jednak lepiej smakują mi nieco złagodzone wersje potworów z Islay, np. dzisiejszy bohater, Ardbeg An Oa.
Nota
Ardbeg An Oa
– moc 46,6% alc./vol
– region Islay
– wiek bez określenia wieku
– beczka po sherry Pedro Ximenez, po Bourbonie pierwszego napełnienia oraz świeże, mocno opalone beczki, następnie przez 6 miesięcy whisky mieszało się ze sobą w kadziach z francuskiego dębu
– nie filtrowany na zimno, nie barwiony karmelem
Oko – Ardbeg An Oa nalewana jest do butelek o klasycznym dla destylarni kształcie i charakterystycznym zielonym kolorze. Prezentuje się bardzo dobrze, etykieta jest czytelna i zawiera wszystkie informacje. Dowiemy się o rodzaju beczek, o barwieniu i filtracji, brakuje tylko określenia wieku. Kolor whisky jest jasnobursztynowy.
Zapach – słodki, niezbyt dymny, świeży, skórka z cytryny
Smak – dymny, palony cukier, przyprawy korzenne z nutą cytrusów, gorycz dębiny
Finisz – długi, lekko torfowy, przyjemnie pikantny, miętowa krówka
Moja ocena – 6/10
Ardbeg An Oa to whisky bardzo dobra. Zapach, smak i finisz są idealnie zbalansowane. Przy pierwszym spotkaniu z tą whisky czułam dużo więcej słodyczy. Według mnie Ardbeg An Oa to idealny trunek dla tych którzy zaczynają odkrywanie tej destylarni. Zdecydowanie zachęcam do spróbowania, szczególnie osobom, które „boją się” konfrontacji z legendą torfu i dymu z wyspy Islay.
Cena 250,00 – 300,00 zł